Niestety jak widać ostatni projekt nie wypalił, nic w jego temacie się nie dzieje 😦 Natomiast zacząłem uważniej obserwować swoje nawyki i przyzwyczajenia i dzisiaj będzie o tym. O przeróżnych opóźniaczach, utrudniających realizację wartościowych i ciekawych zadań / projektów.
A więc punkt pierwszy: potrzeba dokończenia.
Bardzo często jak kupię jakiś magazyn, rozpocznę książkę czy dodam kolejną zakładkę do przeczytania później (przeklęte otwieranie kart w tle) – mówię tutaj o rzeczach pozornie „ważnych” i „rozwijających” – na szczęście nie mam aż takiego problemu z porzuceniem rozpoczętej gry, serialu czy komiksu – czuję wewnętrzną potrzebę dokończenia, wyczyszczenia zakładek w tle, rozebrania do dna stosu książek czy przejrzenia a kiedyś przeczytania od deski do deski magazynu. Po prostu muszę skończyć, muszę być obowiązkowy, muszę się „uczyć” i „rozwijać”.
A tak naprawdę spalam zasoby energii i uwagi na nic nie znaczące artykuły, połykam godziny na rzeczach, które nie są związane z żadnym prowadzonym projektem, czy to w pracy czy prywatnie. Oczywiście usprawiedliwiam się przed sobą i czuję dobrze, że przecież nie marnuję czasu i nie oglądam filmów o kotkach na wykopie ale CZYTAM O WAŻNYCH RZECZACH na które natknąłem się… na wykopie.
Czy do czegokolwiek prowadzi? Wątpię i moim zdaniem można to umieścić na równi z oglądaniem kotków. Hamburgerowy zapychacz mojego umysłu, który domaga się jakiejkolwiek pracy, z czasem coraz mniej wymagającej (nikt mi chyba nie powie, że bierne czytanie jest bardziej produktywne od klepania kodu 🙂 ). Większość tych „arcyważnych” treści którymi się karmię każdego dnia nie dotarła do mnie wskutek aktywnego szukania i googlania, zostałem nimi zawalony ponieważ ktoś inny, ktoś kogo nie znam uznał je za ciekawe i zarzucił mnie nimi.
To do niczego nie prowadzi.
I trzeba to zmienić. Jeszcze nie wiem jak. Ale potrzeba dokończenia (która może być dobrą i chwalebną rzeczą przy pracy nad projektem) w połączeniu z zalewem trashowego internetowego bełkotu nigdzie mnie nie prowadzi.
Dawniej na studiach uczyłem się więcej i byłem bardziej produktywny postawiony przed tygodniowym zadaniem programistycznym przez prowadzącego mając do dyspozycji offline bibliotekę MSDN (czy jak to się zwało) i wolny modem rozliczany impulsowo niż teraz mają nielimitowany internet na każdym urządzeniu 24/7 przez cały miesiąc. Taka smutna prawda 😦
Także czas na TASK DRIVEN LEARNING – TDL 🙂